Na początek krótka historia… Wrócę się do czasów, kiedy kompletnie nie miałam świadomości co daje tak naprawdę obiektyw. Szukałam, błądziłam. 12 lat temu próżno było szukać dokładnych informacji, mało było porównań.
W społecznościach fotografów rządziło przekonanie, że najlepsze obiektywy do aparatu to te systemowe, czyli dedykowane pod konkretny model aparatu. Niestety bardzo często nie spełniały moich oczekiwań. Może też dlatego, że nie miałam bladego pojęcia, dlaczego ogniskowa ma takie znaczenie. Potem były próby przysłony.
Moim marzeniem od zawsze była bardzo mała głębia ostrości i wspaniały bokeh… A właściwie piękne rozmycie. Cała świadomość przyszła w momencie, kiedy zaczęłam świadomie fotografować, czytać, testować i wtedy okazało się, że magię można uzyskać właśnie dzięki długości ogniskowej i jak najniższej przysłonie. Znów zaczęły się inwestycje… ”neverending story” jak to powie każdy fotograf – pasjonat.
Przygoda z obiektywami SIGMA Art
Dochodzenie do uzyskania tej perfekcji o jakiej marzyłam rozpoczęło się od miłości do obiektywów z serii Art. Długo czekałam na obiektywy, które mnie zachwycą i przed wszystkim sprawią, że przeniosę to co widzę oczyma wyobraźni do moich zdjęć.
Swoją przygodę rozpoczęłam 4 lat temu od niezwykłej „Królowej” Sigma Art 105mm F1.4, z którą nie rozstaje się do dziś. Właściwie to miłość od pierwszego wejrzenia, dotyku i pierwszych kadrów. Wiedziałam, że przepadłam. Pomimo tego, że na fotograficznej półce miałam już sporą kolekcje, zrozumiałam, że całe życie czekałam właśnie na ten obiektyw. Dzięki niemu przestałam używać photoshopa do rozmycia tła.
Zresztą zobaczcie sami… Ci co widzieli na wielu moich warsztatach jak pracuje i dlaczego właśnie wiedzą, że to prawda.
Dlaczego właśnie Sigma Art 105mm F1.4? Bo jest idealnym obiektywem plenerowo-portretowym. Nadaje się zarówno do wnętrz i studia, ale rozkwita w plenerze. Ma dla mnie idealną ogniskową pozwalającą zachować kontakt z klientem, bez biegania i krzyczenia, a jednocześnie rozmywa dla mnie lepiej niż 135mm czy 70-200mm.
Zaletą też jest niesamowita przysłona, bo ja pracuję tylko na w pełni otwartych przysłonach obiektywów. Zatem idealnie nadaje się do plenerów w każdych warunkach oświetleniowych i o każdej porze roku, a fotografuję cały rok… nie wiem co to sezonowość.
Z czasem wraz z rozwojem mojej fotografii w kierunku studia oraz lifestyle, które pokochałam całym sercem, zaczęłam testować kolejne cuda marki Sigma z serii Art.
Jakież było moje zdziwienie, że nie tylko 105-tka daje ogromne możliwości.
Teraz już z pełną świadomością czego oczekuje od obiektywu zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na swoje wybory dotyczące sprzętu. Wiem czego chcę, czego pragnę i jak chce pokazywać moją fotografie.
Kiedyś panowało przeświadczenie, że sprzęt nie jest ważny, liczy się spojrzenie, a często też słyszałam, że nawet „małpką” można zrobić wspaniałą fotografie, jeżeli robimy ją z duszą. Na pewno coś w tym jest. Dziś jednak już wiem, że to nieprawda. Są pewne ograniczenia, przez które nie jesteśmy w stanie osiągnąć tego czego pragniemy i nie dotyczy to tylko sprzętu fotograficznego.
Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Już tak mam, że fotografię porównuje do jazdy samochodem, może też dlatego, ze kocham prowadzić auto i jak to w przypadku „blondynki” jestem absolutnym zaprzeczeniem istniejącego przekonania, że kobieta nie może być dobrym kierowcą.
Wyobraźcie sobie sytuacje kiedy otrzymujecie zadania dojechania z Warszawy do Szczecina maluchem w 5 godzin… Nie oszukujmy się, jest to nierealne, ale staje się bardzo realne (już to przetrenowała jadąc często na warsztaty), że mercedes daje rade bez problemu. W sumie cel można osiągnąć każdym samochodem, pytanie tylko jakim kosztem.
Zatem jeżeli fotografujecie na co dzień, a fotografia to Wasza praca, inwestycja w najlepszy sprzęt bardzo szybko nam się zwraca. W końcu czas to pieniądz!
Hollywoodzki bokeh 40-stki SIGMA Art
Idąc tym tokiem myślenia zaczęłam testować kolejne obiektywy Sigmy z serii Art. Na pierwszą linie ognia poszła Sigma Art 40mm F1.4. Duży, ciężki, a pierwsze wrażenia po wzięciu do ręki było bardzo mieszane.
Jednak kiedy po raz pierwszy wzięłam go i zaczęłam fotografować, już po pierwszych ujęciach dosłownie uklękłam z wrażenia przed klientką, piejąc z zachwytu nad własnymi zdjęciami. Wydawało się niemożliwym osiągnięcie tak wspaniałego rozmycia z tak małych odległości przy tak niewielkiej ogniskowej. Przyznam szczerze, że na tą sesje zabrałam również moją niezniszczalną 35-tkę F1.4, bez której nie wyobrażałam sobie życie do czasu… Kiedy nie podpięłam 40mm od Sigmy.
Pamiętam jak wtedy napisałam pierwszy artykuł, określając go nazwą „hollywodzki bokeh” i tak właśnie, on wyszedł prosto z puchy. Dziś nie rozstaje się z nim zarówno w studio jak i w plenerze, bo ujęcia lifestyle dzięki nim mają to coś, czego 35mm nigdy nie osiągniecie. Oczywiście zależy to od tego czego oczekujecie od zdjęć.
Sigma Art 40mm F1.4 wspaniale sprawdza się do portretu studyjnego, ale też doskonale daje rady przy pięknych i szerokich kadrach w lifestylowej fotografii studyjnej. Mam ją już od 3 lat, ale dopiero niedawno odkryłam jej wspaniałe możliwości plenerowe. Jest szybka, celna, a ciężar przestał dla mnie istnieć.
Jest idealnym rozwiązaniem dla wszystkich, którzy mają dylematy czy wybrać 35mm czy 50mm. 40-stka jest doskonałym rozwiązaniem – zapewnia wszystko co daje 50 i o wiele więcej niż 35. Powiem więcej rozmycie z 40mm jest dużo lepsze niż 50mm, oczywiście to moja opinia, ale przetestowana. W sumie moja 35 i 50 od lat leżą na półce i czekają na rozstanie. Może nie wszyscy wiedzą, ale od 7 lat posiadam studio. Przestrzeń fotografowania to niewiele ponad 30 metrów, choć całość jest większa, ale zagospodarowana pod potrzeby biura i garderoby.
Szerokie kadry z 28mm F1.4 Art
Niestety często dłuższe ogniskowe mnie ograniczają i to bardzo. W takiej przestrzeni 105 na pewno nie da rady, za to 40mm sprawdza się super przy portretach, ale już nie do końca przy lifestyle z 5 osobową rodziną. Długo się męczyłam, wchodziłam na ścianę, aż… Odkryłam Sigma Art 28mm F1.4.
Nie uwierzycie… Testowałam różne ogniskowe, włącznie z 24-70 (szkoda tylko , ze przysłona tu zaczyna się od 2.8) i nagle okazało się, że 28mm to idealne rozwiązanie. Przepiękny szeroki kadr, idealna ogniskowa, wspaniały bokeh no i przysłona F1.4, która w połączeniu z bezluterkowcem dalej niesamowite możliwości.
Bardzo ważne było tu dla mnie to, że nie zniekształca twarzy przy bliskich portretach większej ilości osób, kiedy odejście jest mało realne.
W sumie z czystym sumienie mogę powiedzieć, ze według mnie 28mm pobiła 35mm w podskokach. Wielkością i wagą różnią się niewiele, ale jakości obrazu wypada bez porównania na korzyść 28mm.
Ten obiektyw też idealnie nadaje się do domowego lifestyle, nawet w zaciszu małego mieszkanka, bo idealnie obejmuje pomieszczenie do 30 metrów, a zarazem daje to rozmycie, które powoduje, ze domowy bałagan zanika gdzieś w tle i nie trzeba sprzątać tzw. „durnostojek” aby zrobić optyczny porządek, co mi na przykład zawsze spędzało sen z powiek przy tego typu sesjach. Daje też wspaniałe możliwości przy dużych powierzchniach sprawiając, że idealnie oddajemy atmosferę wnętrza, jeżeli tylko możemy odejść te parę kroków.
W głowie mam kolejne fantastyczne projekty, a wkrótce testy kolejnych w moim przekonaniu cudów Sigma takich jak 20mm i 24mm z przysłoną F1.4 – zacieram łapki i już nie mogę się doczekać. Mam nadzieje, że tym którzy się zastanawiają trochę pomogłam w wyborze.
Dobra rada!!! Zanim zdecydujecie się na zakup warto przetestować obiektyw w swoich warunkach, a teraz to o tyle prostsze i łatwiejsze, bo Sigma posiada świetny system wynajmu obiektywów.
Jeżeli chcesz potestować całą gamę tych niesamowitych obiektywów zapraszam na warsztaty, na które zawsze zabieram ze sobą całą ich walizkę.
Zakochaj się w Sigmie na wiosnę – gwarantuje Ci szaloną jazdę bez trzymanki, która będzie trwała latami, a może nawet całe życie <3
Dowiedz się więcej na temat pracy Ann Podsiedlik, odwiedź jej stronę internetową oraz Facebooka.
Zapraszamy do zapoznania się z innymi wpisami na blogu SIGMA sklep.